TYTUŁ: Roller Coaster
WYDAWNICTWO: NOVAE RES, Gdynia, 2024r.
OKŁADKA: miękka, stron: 270.
Z okładki:
To spotkanie nigdy nie powinno mieć miejsca
Jin, koreański polityk, przyjeżdża do Polski, rodzinnego kraju matki, by uciec przed tajemniczym prześladowcą. Tu przeznaczenie stawia na jego drodze Annę.
Młoda kobieta od lat jest dręczona przez przerażający sen i złe przeczucia, których nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć. Nie wie jeszcze, że to właśnie koreański polityk może pomóc jej w rozwiązaniu zagadki.
Przypadkowe spotkanie tej dwójki niespodziewanie uruchamia lawinę tragicznych wydarzeń. Już wkrótce Jin i Anna będą musieli stawić czoła tajemnicom, których korzenie sięgają głęboko w przeszłość. Niebezpieczeństwo czai się jednak na każdym kroku, a sojuszników ubywa… Czy uda im się odkryć prawdę i jednocześnie zrozumieć uczucie, które zaczyna między nimi kiełkować?
Po książkę sięgnęłam dzięki jednemu szczegółowi, a jest nim główny bohater - Koreańczyk, a mnie interesuje wszystko, co jest związane z Azją. I jest to najmocniejszy element całej fabuły. Naszego Jina naprawdę się lubi. Dodaje kolorytu całej opowieści, która jest skomplikowana i można się w niej łatwo pogubić. Postać ta jest dobrze sportretowana, sporo miejsca autorka poświęciła byśmy poznali Jina, Jina Bonda (to taki żarcik, który okazał się nie do końca być żartem, bo Koreańczyk walczył jak prawdziwy Bond). Natomiast Ani - drugiej głównej bohaterki tego kryminału/sensacji nie znoszę. Denerwuje mnie odkąd pojawia się na stronach książki. Rozumiem, że dziewczyna ma traumę z dzieciństwa, której nie potrafi zdiagnozować, ale jej zachowanie wobec bliskiego otoczenia, jest nieznośne. Kobieta kończy 26 lat, a zachowuje się jak piętnastolatka. Jest niedojrzała i infantylna, ciągle naburmuszona. Jin i Anna w tej relacji to para nastolatków. Jest to irytujące bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz